Brązowy medal Igrzysk w Rio
Od czasu naszego powrotu z Weymouth niewiele energii poświęcałem klasie Star, głównie ze względu na przygotowania do najważniejszej z wojskowych imprez jakimi bez wątpienia były 5 Wojskowe Igrzyska Olimpijskie, które niedawno zakończyły się w Rio de Janeiro.
Pewnie niektórzy słyszeli już o tym jak to polska armia wzorem zagranicznych sił zbrojnych postanowiła rozwinąć także sekcje żeglarskie i „pozatrudniała” zawodowych żeglarzy. Dzięki temu razem Kasią Tylińską, Zosią Truchanowicz, Piotrkiem Przybylskim i Marcinem Czajkowski ubrani w mundury Marynarki Wojennej wysłani zostaliśmy na żeglarski poligon. Co ciekawe na każdych kolejnych regatach grupa znajomych, których jeszcze kilka tygodni wczesniej spotykało się na cywilnych zawodach jest coraz liczniejsza. W ubiegłym roku jeszcze bez Marcina, w załodze z Piotrkiem, Irkiem Kamińskim i Jankiem Talaśką zajęliśmy 4 miejsce w Wojskowych Mistrzostwach Świata w Bahrajnie. Regaty te rozgrywały się w formule match-racing na łódkach J24. Fakt, że startowali w regatach Paolo Cian czy Andrei Arbuzow, obaj w większości ze swoimi stałymi załogami z World Match Touru jest chyba wystarczającym dowodem, że ściganie jest „na poważnie” i rzeczywiście w doborowym towarzystwie.
Igrzyska w Rio były dla naszej reprezentacji najważniejszą imprezą. Żałuję bardzo, że pomimo prób podjętych już ponad roku temu nie udało się choćby o kilka dni przełożyć Mistrzostw Polski w klasie Star. Myślę, że może krajowi rywale w obawie przed konkurencją woleli ścigać się w gronie hobbystów-entuzjastów. Szkoda…Wracając do Rio. W 5tych już Igrzyskach wystartowało niemal 8 000 zawodników z ponad 100 krajów. Polska reprezentacja liczyła 103 osoby, z czego ponad 40 to aktualni członkowie Kadr Olimpijskich w swoich dyscyplinach. Kiedy w 2008 roku lecialem na Igrzyska Olimpijskie do Pekinu nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że aż 80 osób z naszej 300 osobowej delegacji to właśnie wojskowi. Nie da się ukryć, że gdyby nie pomoc Wojska Polskiego reprezentacja ta na pewno byłaby mniej liczna…
W tegorocznych regatach mieliśmy możliwość wystawienia reprezenacji w regatach flotowych lub match-racingu. Już w ubiegłym roku podjęliśmy decyzję, że startujemy we flocie i z perspektywy czasu myślę, że była to decyzja dobra. W marcu byliśmy na krótkim zgrupowaniu w Palamos, gdzie na łódce klasy J80 staraliśmy się w jakiś sposób na tyle podzielić rolami by na miejscu już w Rio pozostało nam jak najwięcej czasu na poznanie łódek na których przyszło nam się ścigać.
Klasa HPE 25 na których rozgrywane były regaty to bardzo fajne łodzie, takie swoiste połączenie J80 z Melgesem24. Jedynym minusem tej klasy jest w mojej ocenie fakt, że jakiekolwiek balastowanie jest zabronione. Załodze pozostaje więc tylko siedzenie na burcie i lekki wychylanie najwyżej pleców i głowy.
Do Brazylii przylecieliśmy na 5 dni przed rozpoczęciem regat, niestety pomimo prób dopiero w przededniu pierwszego wyścigu udało nam się zejść na pierwszy trening. Jak to często bywa w takich chwilach, także tego dnia panowała niezła flauta. Tym niemniej regaty zaczęliśmy od mocnego uderzenia wygrywając pierwsze dwa biegi. W kolejnych dniach żeglowaliśmy ze zmiennym powodzeniem. Zdarzały się mniej szczęsliwe losowania łódek po których sporo musieliśmy się napocić żeby chociaż jako tako strymować sprzęt i móc się ścigać. Dużo problemów nastarczal także silny prąd. Niestety pomimo wielu prób nie znaleźliśmy nigdzie żadnych opracowań dla Zatoki Guanabara i w efekcie kilka razy nasza niewiedza w tej materii była wielce kosztowna. Tym niemniej jeszcze przed ostatnim dniem wyścigów mieliśmy realne szanse na zwycięstwo w regatach i z takim też nastawieniem schodziliśmy na wodę. Pierwszy wyścig po bardzo ciekawej rywalizacji wygraliśmy tuż przez załogą z USA. Na około 20-30 sekund przed startem do ostatniego wyścigu zostaliśmy nagle bardzo mocno uderzeni w kraniec burty tuż przy samej rufie przez załogę z Włoch. Mogę się tylko domyślać, że próbowali sprawnie nas ominąć jednak uderzenie było na tyle silne, że spowodowało nie tylko duże uszkodzenie w naszej łodzi ale co gorsza doprowadziło do samoistnego zwrotu na lewy hals i „wbicia” się w łódkę startującą po naszej nawietrznej. Efektem tego była solidna dziura w prawej burcie i olbrzymia strata na starcie. Zanim udało nam się wrócić na trasę większość naszych rywali była już daleeeko z przodu. Dodatkowym problemem była nalewająca się przez wspomnianą dziurę woda. Na szczęście szybka akcja Piotrka i Irka, którzy resztkami taśmy zakleili uszkodzenie dała nam szanse dalszego żeglowania. Na pierwszej boi byliśmy na odzległym miejscu poza pierwszą „20″. Bardzo dobre kursy z wiatrem (zasługa głównie Marcina) dały nam szanse odrobienia części dystansu do liderów, ale na mecie zajęliśmy dopiero 9 miejsce. Oczywiście zaraz po powrocie do portu złożyłem protest na załogę włoską za cały ten incydent oraz prośbę o przyznanie zadośćuczynienia w ostatnim biegu. Komisja sędziowska, która była świadkiem całego zdarzenia przyznała nam dość szybko rację i ostatecznie w ostatnim biegu dostaliśmy liczbę punktów równą średniej z wcześniej rozegranych 11 wyścigów. Jak się za chwilę okazało zabrakło nam jedynie 0,4 pkt do medalu srebrnego! Zwycięzcami regat została bardzo utytułowana załoga z Ukrainy z Eugenijem Braslavsem (mistrzem olimpijskim w klasie 470) za sterem.
Pomimo pewniego niedosytu jesteśmy bardzo zadowoleni z osiągniętego wyniku, cieszę się że także polskie władze dostrzegły nasz sukces i jak to zazwyczaj przed wyborami bywa zaproszono nas do stolicy na symboliczny „uścisk dłoni prezesa” i odbiór nagrody.