Mistrzostwa Polski klas olimpijskich, Górki Zachodnie
Po ponad 3 letniej przerwie musze przyznać, że było to wyjątkowe doświadczenie znowu znaleźć się na Laserze. Pamiętam dokładnie jak podczas MP 2008 roku kiedy to po raz 13 już zdobyłem tytuł i byłem święcie przekonany, że kolejnych prób nie będzie. Pewnie gdyby nie namowy sporej grupy znajomych to do tego startu wogóle bym się nie zebrał. Decyzja na tak zapadła ostatecznie w piątek, czyli niecały tydzień przed zawodami. Wcześniej udało mi się kilka razy zejść na wodę w chwilach wolnych od innych zajęć. I tak po około 8 godzianch treningów na wodzie znalazłem się na starcie MP w klasie Laser . Pomimo rangi imprezy moje podejście do startu było czysto rekreacyjne i towarzyskie. Nie ukrywam, że byłem też ciekawy jak podczas ostatnich lat zmienił się poziom klasy w Polsce, zwłaszcza biorąc pod uwagę sukcesy naszych zawodników na arenach międzynarodowych (w 2008 Karol Porożyński zdobył brązowy medal ME, w 2011 Jonasz Stelmaszyk został wicemistrzem Europy).
Same zawody były dla mnie bardzo wyczerpujące fizycznie. To niewiarygodne, że tak mała łódka i niewielki żagielek potrafią dać w kość w aż takim stopniu. Żeglowanie na Starze jest nieporównywalnie mniej wymagające a ewentualne niedociągnięcia w przygotowaniu fizycznym znacznie mniej bolesne. Oczywiście zdawałem sobie sprawę z tych niedociągnięć i braków technicznych decydując się na start. Muszę przyznać, że na wodzie i tak byłem wielokrotnie miło zaskoczony tym, że jednak dałem radę dość skutecznie rywalizować we wszystkich wyścigach. Myślę, że przy nieco słabszych wiatrach też dużo łatwiej byłoby mi nawiązać rywalizację z czołówką. Warunki na pewno nie należały do łatwych (przynajmniej dla mnie ). Wiatr zarówno w czwartek, w piątek i w sobotę w porywach przekraczał 20 węzłów więc zabawa na wodzie była przednia. Co prawda po każdym takim dniu miałem problem żeby wogóle wysiąść z samochodu pod domem, ale na szczęście udawało się na kolejne wyścigi wrócić w przyzwoitej formie.
Zawody zakończyły się zasłużonym zwycięstwem Karola Porożyńskiego, który skutecznie do samego końca odpierał ataki Patryka Piaseckiego. Cieszę się, że pomimo bardzo długiej nieobecności udało mi się kilkukrotnie namieszać w szykach tym najlepszym i w pojedyńczych wyścigach zajmować czołowe miejsca. Teoretycznie do samego wyścigu medalowego miałem jeszcze mimo wszystko szanse na ostateczny tryumf, ale wymagało to nie tylko mojego bardzo dobrego występu, ale także gorszego wyścigu Karola i Patryka a na to nie mogłem specjalnie liczyć. W moim najbliższym zasięgu było miejsce 3, które przed startem do wyścigu medalowego zajmował Kacper Ziemiński. Niestety w tym ostatnim i bez wątpienia najważniejszym wyścigu popełniłem spory błąd będąc na czele stawki. W warunkach jakie panował w niedziele przy wyjściu Wisły Śmiałej był to błąd bardzo kosztowny, który ostatecznie pozbawił mnie szans na brąz.
Tym niemniej cieszę się bardzo, że uległem namowom i zdecydowałem się na start w Gdańsku. Moje żeglowanie nie tylko pod względem techniki ale przede wszystkim taktyki było dalekie od ideału, ale też w wielu momentach zbyt absorbujące było dla mnie samo prowadzenie łodzi i unikanie np wywrotek by móc w 100% skoncentrować się na przebiegu wyścigu.
Niewątpliwie osobą, która miała spory wpływ na ten szczęśliwy finish był Mirek Rychcik, który wcielił się w minionym tygodniu w rolę nie tylko mojego trenera na wodzie. Dziękuję Mirku!
Dziękuję moim wszystkim partnerom, którzy wspierają mnie podczas przygotowań olimpijskich: Subaru Import Polska, Miasto Gdynia, Henri Lloyd, Liros Ropes, Zhik, Kaenon Polarized.
I oczywiście nie doszłoby do startu gdyby nie uprzejmość Olka Ariana, który użyczył mi swoją treningową łódkę i cały sprzęt. Dzięki Olek!